-
Nie wszędzie są ścieżki rowerowe a nawet na bocznych drogach jest duży ruch. Kiedyś to się jeździło ! W latach 70-tych ubiegłego wieku jechałem z Poznania do Gdańska takimi drogami a samochód pojawiał się co godzinę. Teraz jadąc poboczem wieloma polskimi drogami trzeba niestety obawiać się o życie. Co piąty kierowca wyprzedza rowerzystów "na styk" i nieszczęście gotowe.
-
Autorowi - miłośnikowi przyczepek gratuluję miejsca zamieszkania - idealnego, by rozpocząć każdą wyprawę. W prawdziwym świecie wygląda to jednak zazwyczaj inaczej - delikwent wybiera się rowerem z punku A do punktu B i zazwyczaj by do nich dotrzeć wybiera pociąg (no bo jaką ma alternatywę? samochód - tylko w przypadku pętli, samolot? Autokar?). Kto próbował wsiąść do polskiego pociągu z rowerem i sakwami wie, o czym mówię. Czasem trzeba rower po prostu wziąć pod pachę i wnieść do pociągu bez rozczłonkowywania, bo np. czasu jest za mało, a zdejmowaniem sakw zająć się później. To samo z wysiadaniem - na mniejszych stacjach w 1 osobę jest niemal niemożliwe wynoszenie dobytku na raty. Dlatego dużo lepszym (i zapewniającym większą stabilność) rozwiązaniem są sakwy na przód roweru. Poza tym nie wiem, ile trzeba brać gratów, żeby nie zmieścić się do sakw i musieć ciągnąć przyczepkę - to tylko w przypadku wypraw powyżej miesiąca i z dala od cywilizacji, gdy trzeba mieć ze sobą zapasy jedzenia. Na 2 tygodnie pod namiot wystarczą sakwy na tył + wór transportowy/sakwy przednie + torba. Z zapasem.
-
Kiedyś należałam do klubu turystyki rowerowej PTTK. To były najpiękniejsze moje lata! Co roku jeździliśmy na zloty,obozy rowerowe, rajdy... Jeździłam przez 10 lat, przejechaliśmy kilkanaście tysięcy km po Polsce. To było cudowne! A potem ślub, macierzyństwo a teraz rower tylko rekreacyjnie i do pracy :-)...
-
dobry tekst choć napisany przez wyczynowca ;)).
Osobiście od ćwierć wieku jeździmy rodzinnie, im mniej maneli tym lepiej ( ale namiot, śpiworyi samopompujące materace to podstawa ), rowery na kołach 26 sprawdzaja sie na piachu i w lesie, przy wyprawie uniwersalnej na trasie ponad 500 km lepiej mieć porządnego treka 28.
Sakwy tylne plus fotograficzna na kierownicę, nikomu nie polecam przednich, przyczepka to pomyłka. Plecak, choćby pusty to porażka
Powtarzalny przez 14 dni dystans to max 80 km, jest czas na zwiedzanie wszystkiego po drodze i szukanie odpowiedniego noclegu, my z wyboru znajdujemy miejsca dzikie, na kempingi czy kwatery trafiamy raz na kilka dni. Jak trzeba to i 150 km sie zrobi, pytanie tylko po co uprawiać masochizm
Kwestia higieny: miska silikonowa i kilka kartuszy z butanem więcej na potrzeby mycia.
Ze zdobyczy cywilizacji od kilku lat zabieram netbuka 10 cali z dobrą baterią wystarczającą na min 6 godzin i modemem 3G, waga 1,4 kg czyli ujdzie.
GPS przy poruszaniu się z prędkością przelotową 20 km/h nie jest potrzebny, natomiast mapy, zdjęcia satelitarne i kopalnia wiedzy w postaci netu jak najbardziej sie przydają.
Wystarczy zboczyc z zaplanowanej trasy i już sie czyta wieczorem w namiocie co w okolicy można znaleźć, w ostateczności jak np leje mozna obejrzeć jakiś film.
Co do przemieszczania się po Polsce: 2 lata temu zarzuciliśmy pociągi, w pewnym momencie ma sie zwyczajnie dosyć użerania z konduktorami i całym pekape. Taniej wychodzi bagażnik dachowy na aucie, a zaplanowanie przemieszczenia się na trasie zbliżonej do pętli, lub też powrót jednej osoby po samochód da sie wytrzymać.
Wyjątkiem są przejazdy na trasach dłuższych niż 500 km, wtedy warto jednak przemęczyć się pociągiem
Z dodatków sprzętowych: zamiast markowych okularów za 2 stówy lepiej kupić ochronne strzeleckie za 10 zeta lub jakiekolwiek inne techniczne .
Dokładnie te same materiały.
Natomiast warto zainwestować w dobre kremy UV i szmaty antypotne. Kamizelki odblaskowe i oświetlenie jak na choince wskazane, także w dni pochmurne -
Wymienione trasy są wytyczone chyba palcem po mapie. Chcąc coś zwiedzić jak np. porty czy zabytki śmiało do podanych liczb możemy doliczyć ze 30% więcej. A wiem co mówię bo jedną z tych tras zaliczyłem niedawno (Świnoujście - niemiecki Uznam - Hel i dalej statkiem do Gdyni z metą w Olsztynie). Licznik wystukał mi ponad 1000 km
-
Rower to piękna rzecz! ale ja zamiast przyczepki wybrałbym chyba przedni bagażnik na widelec...
Rower jak najbardziej trekkingowy (sam mam ponadczasowego SCOTT'a Atacama TR-3) ewentualnie cross ale trzeba go doposażyć, plus dobre opony o szerokości 38-40) ja używam schwalbe marathon mondial evo i dają radę! plus oswietlenie-nie warto oszczedzać-silny diodowy tył np coś cat eye(pilnoiwać zeby swieciło w poziomie i osi roweru!) ana przod cos silnego akumulatorkowego np convoy m2 i dodatkowa bateria w sakwie.
pozdrawiam i zycze tyle samo bezpiecznych wyjazdow co powrotow :) -
Nie wiem dlaczego autor jako Dunajską trasę Rowerową wybrał Wiedeń-Budapeszt ? Europejskim klasykiem rowerowym wzdłuż Dunaju jest trasa Pasau - Wiedeń.Jest lepiej zagospodarowana,prowadzona na wyasfaltowanych wałach ,po obu brzegach Dunaju.Trasa całkowicie pozbawiona ruchu innego niż rowerowy.Liczne przeprawy wodne umożliwiają zmiany brzegu.
Inne znane trasy rowerowe w Austrii również przebiegają wzdłuż głownych rzek tego kraju : wzdłuż INN-u,MUR-u,DRAWY. -
Właśnie wróciłem z żoną z podobnej wyprawy rowerowej, właśnie trasą R-10 "Wzdłuż Bałtyku" ze Świnoujścia do Helu, po drodze odwiedzając 13 z 15 polskich latarni morskich. Też ugrzęźliśmy w bagnach za Klukami:) Zapraszam na obszerną relację z naszej perspektywy wraz ze zdjęciami na zyczpasja.pl wyprawa-rowerowa-swinoujscie-hel
Aby ocenić zaloguj się lub zarejestrujX
jestemzmiasta222
Oceniono 55 razy 45
Autor tego artykułu jest prawdopodobnie 30-letnim ścigantem. Jednak czytelnikom, a zwłaszcza czytelniczkom 40+ radziłabym rozważyć:
- jazda bez treningu - tak, ale tylko jeżeli rzeczywiście używasz roweru na codzień. Przy tym obładowanym rowerem jeździ się inaczej niż lekkim; nie tylko problem ciężaru, ale i stabilności. Trzeba to poćwiczyć.
- 70-100 i więcej km dziennie? Ze zwiedzaniem? Po bocznych drogach? Jeśli chcesz się cieszyć wyprawą licz średnią 30 km/dzień. Z odrobiną treningu oczywiście zrobisz i 80, ale codziennie to przesada.
- plecak jako alternatywa dla sakw: nawet nie myśl o jeżdżeniu z czymkolwiek na plecach! Już mały plecaczek po kilkunastu kilometrach okazuje się nieznośny.
- przyczepka: chyba że bardzo dobra i sprawdzona. Wniesienie, postawienie, zrobienie czegokolwiek z rowerem z przyczepką to dla osoby niezbyt silnej duży problem. Lepiej ograniczyć ilość maneli tak, żeby zmieściły się na bagażniku.
- proponowane tu trasy na znacznych odcinkach korzystają z dróg krajowych i wojewódzkich. Jako boczne o "niewielkim natężeniu ruchu" traktowane są te obsługujące do 1000 samochodów na dobę, czyli (zakładając że w środku nocy nie jeżdżą i rozkłada się to na 15 godzin) około 1 samochodu na minutę. To nie jest mało! Lepiej wymyśl jakąś własną trasę. Chyba że na codzień w mieście jeździsz po ulicach i Ci to nie przeszkadza.
- "im więcej przerzutek tym lepiej"??? Tym więcej okazji zacięcia się łańcucha i tym bardziej skomplikowana obsługa. Na polskich, nizinnych trasach 5 biegów to świat i ludzie. Ważniejsza niż ich ilość jest rozpiętość możliwości, tzn. stosunek najlżejszego do najszybszego.
- w deszczu oczywiście można jechać, ale nie czarujmy się że to nic takiego. Nawet pod pałatką nogi będą mokre. Stabilność na mokrej nawierzchni jest mniejsza, a kaptur zdecydowanie ogranicza widoczność. Na szosie ze sporym ruchem samochodowym robi się i nieprzyjemnie, i niebezpiecznie.
Morał: mniej maneli, mniej gadżetów, krótsze odcinki i mniejsze drogi - i jazda!