Kultowe rzeczy lat 90.
1. Twin Peaks
Przemiany w naszym kraju zbiegły się z rewolucją w dziedzinie serialu telewizyjnego. Głośne "Miasteczko Twin Peaks" trafiło na polskie ekrany niemal błyskawicznie po premierze. Kwiecień 1990 - tam, marzec 1991 - tu. Podbiło serca widzów, a jego twórca, David Lynch, zyskał taki status, że dziś dostaje nad Wisłą pieniądze na filmy. Dobrze to o nas świadczyło. Zrozumieliśmy, że to o atmosferę w "Twin Peaks" chodzi, podczas gdy Amerykanów szybko znudziło ślamazarne tempo akcji, poczet dziwacznych bohaterów i występowanie motywów nadprzyrodzonych.
Na początku lat 90. nie było rzecz jasna mowy o kupnie serialu, nawet na VHS. Pozostawało nagrywanie z telewizji, pirackie kasety z muzyką Angela Badalamentiego, wyprawa do kina na pełnometrażowy "Twin Peaks: Ogniu krocz ze mną" i książka córki Lyncha, Jennifer, "Sekretny dziennik Laury Palmer". Ostatnie zdania wprowadzały początek ekranowej fabuły: "To był ostatni zapis Laury. Zaledwie parę dni później znaleziono ją martwą...".
2. Martensy
"Rumuny", "chełmki", "opinacze"... Glany. Ciężkie obuwie było cenione już w latach 80. w środowiskach alternatywnych. Na początku kolejnej dekady stało się wręcz obowiązkowym atrybutem młodego człowieka. Takiego, który mógł już swobodnie włączyć MTV w telewizji kablowej, zobaczyć wykonawców właśnie eksplodującego stylu grunge i pójść do sklepu po noszony przez nich ikoniczny model - martensy. "Dobre, skórzane, masywne buciska to niemałe szarpnięcie, ale ta para jest dobra na słoty, mrozy i odwilże; na bale, imprezy i całe pozostałe karnawałowe ożywione życie towarzyskie" - zalecała młodzieżowa prasa zimą 1993 r. "Niemałe szarpnięcie" oznaczało od 1,5 do 2 milionów starych złotych (przy przeciętnej miesięcznej pensji wynoszącej mniej więcej 4 miliony). Do tego należało doliczyć koszty flanelowej koszuli w kratę i plecaka typu "kostka" - odmiany wojskowego tornistra, na którym świetnie prezentowały się nazwy zespołów.
3. Levisy
Peerelowskie dżinsy, z niesławną Odrą na czele, cechowały się miękkim, zmechaconym materiałem, nierównym zabarwieniem i tandetnym wykończeniem. Tym bardziej dziwi, że jeden ze światowych potentatów, Levi's, zdecydował się otworzyć fabrykę swoich spodni w Płocku. Okazało się, że można u nas szyć porządnie, choć nie oznaczało to przystępnych cen. 800 tys. starych złotych za parę kultowych - z racji wszechobecnych reklam - "pięćsetjedynek" to w 1992 r. bardzo dużo. Ratunkiem okazały się egzemplarze ze stemplem "nieregularne", czyli takie, które nie przeszły kontroli jakościowej i w przyfabrycznym sklepie kosztowały trzy razy mniej. Szybko pojawili się osobnicy rozprowadzający je z zyskiem po Polsce. O tym, że mieli kontakty wewnątrz zakładu, świadczył fakt, że oferowali oryginalne naszywki, które specjalnie usunięto. Dopełnieniem pogoni za modą było zatem powierzenie zakupu babci, która igłą i nitką łączyła to w całość.
4. Deskorolka
Nie wszyscy preferowali spodnie obcisłe. Z prostej przyczyny - uniemożliwiały wykonywanie ewolucji na desce. W ulicznym sporcie liczyły się takie marki, jak np. Vision, Powell czy Santa Cruz, a potem luźne produkty krajowe, w tym wspominane z rozrzewnieniem lenary. Szanujący się skater powinien też nosić zbyt dużą koszulkę, bluzę z kapturem, portfel na łańcuszku, no i czapkę z daszkiem czy nawet kapelusik. Do tego dochodziła sama deskorolka, kosztowna, bo składająca się z kilku szybko zużywających się elementów.
Przełomem w niszowym wcześniej polskim skateboardingu był rok 1990 - gdy zaczęło się ukazywać zaadaptowane ze Szwecji czasopismo "Juppi!", propagujące tę tematykę na swoich łamach, firmujące pierwszy w Polsce skate park oraz zawody. O skali mody świadczy fakt, że specjalna rubryka pojawiła się też w "Gazecie Wyborczej", a w telewizyjnej audycji "Sami o sobie" przygotowano kącik "Skateboarding Club". W 1993 r. zainteresowani uczęszczali do kin, by analizować film "Mistrz deskorolki" z Christianem Slaterem, ale... Niedługo potem jazda na deskorolce straciła masowy charakter, wracając do kręgu
5. Pegasus
Komputerowa rozrywka przez długie lata wiązała się z domowymi komputerami. Najpierw ośmiobitowymi, jak ZX Spectrum czy Commodore, potem Amigą i pierwszymi pecetami. Postawienie na konsolę do gier - podłączaną do telewizora, z padem zamiast klawiatury - wymagało wizjonerstwa godnego Steve'a Jobsa.
Wykazał się nim polski biznesmen importujący odzież z Azji, gdzie dostrzegł popularność takiego sprzętu i postanowił zmienić profil działalności. W 1991 r. w tajwańskiej firmie powstał klon - czyli mówiąc brutalnie podróbka - japońskiej konsoli Nintendo Famicom. Atrakcyjny, bo tańszy i akceptujący pirackie gry. Intensywna kampania telewizyjna sprawiła, że pegasus (autorska nazwa) stał się powszechnym prezentem gwiazdkowym i komunijnym, przynosząc właścicielom równowartość kilku milionów dzisiejszych złotych zysku rocznie. Interes dobiegł końca, gdy pojawiły się klony pegasusów - czyli podróbki podróbek - a gry zaprojektowane w połowie lat 80. stały się archaiczne. Nadeszła era Playstation.
6. Ludlum
Czas PRL wiązał się z reglamentacją zachodniej kultury popularnej. Jeśli nawet ukazywała się powieść Alistaira MacLeana, to - choć znikała z księgarń - przez wydawcę traktowana była jako rzecz wstydliwa.
Po przełomie wolno było wszystko. W 1990 r. nowe, prywatne wydawnictwo Amber opublikowało pierwszą w Polsce powieść Roberta Ludluma, "Tożsamość Bourne'a", anonsując go jako pisarza przewyższającego popularnością wszystkich znanych czytelnikowi twórców gatunku sensacyjnego. Dla podkreślenia doniosłości dzieła z drukowanej w Niemczech okładki biły lśniące litery i realistyczny rysunek w stylu amerykańskich plakatów kina akcji. Oszałamiającą liczbę 350 tys. egzemplarzy sprzedano w dwa miesiące. Hurtownicy ustawiali się w kolejce pod drukarnią. W ciągu następnych lat ukazało się osiem innych powieści autora, nie licząc tych z innych wydawnictw. O "ludlumach" mówiło się odtąd, mając na myśli masową literaturę sensacyjną.
7. Pager
Jeśli kogoś nie było stać na "cegłę" lub "kaloryfer", czyli kosmicznie drogie analogowe telefony komórkowe, mógł zaznaczyć swoją obecność w świecie nowoczesnej komunikacji, używając pagera. Urządzenia na tyle zapomnianego, że wypada opisać zasadę jego działania. Umożliwiało odbiór wiadomości tekstowej, wysyłanej przez operatora z centrali, do której nadawca musiał się dodzwonić i podyktować, co mu leży na sercu. Nie było przy tym żadnej możliwości komunikacji zwrotnej - ostawało się tylko pędzenie do najbliższej budki telefonicznej. Sieć zaczęła pracę w 1991 r. i obejmowała tylko duże miasta. Za przyznanie numeru liczono sobie 100 tysięcy starych złotych, tyle samo za miesięczny abonament, a odbiornik kosztował niemal 5 milionów. Po roku firma Polpager zdobyła 2 tysiące abonentów, do połowy dekady - wraz z konkurencyjnymi sieciami - pagerów używało 80 tysięcy osób. Urządzenia przywoławcze zostały jednak wtedy zabite przez telefony komórkowe z funkcją SMS.
8. Koło Fortuny
Wojciech Pijanowski - spec od telewizyjnych łamigłówek - próbował wdrożyć po 1989 r. własne pomysły, ale cieszyły się umiarkowanym zainteresowaniem. Jego wspólnik zaproponował więc kupno licencji amerykańskiego teleturnieju z lat 70., "Koła fortuny". Pierwszego formatu w polskiej telewizji (i pierwszego programu przerywanego reklamami). Show zadebiutował na antenie 2 października 1992 r. i cieszył się popularnością tak fenomenalną, że odnotowała to nawet zagraniczna prasa. "Nie uśmiechają się, bo nie wiedzą, jak się uśmiechać. Pochodzą ze średniowiecza" - pisał o uczestnikach amerykański dziennik "Chicago Tribune". Zacięte oblicza Polaków miała rozjaśniać asystentka prowadzącego, 23-letnia studentka polonistyki, Magdalena Masny (przylgnęło do niej niefortunne polecenie Pijanowskiego: Magda, pocałuj pana!).
Proces kwalifikacji do turnieju był kosztowny i dość skomplikowany - po wniesieniu opłaty dostawało się testy, które po odesłaniu były analizowane przez komputer. Chcący zwiększyć swoje szanse kupowali rozwiązania na bazarach. Dla ukrócenia procederu, twórcy teleturnieju wydali w 1993 r. książkę "Zagadki >Koła fortuny<", w której znalazł się przykładowy test i 600 haseł.
9. Rower górski
Pod koniec lat 80. rowery typu MTB - czyli górskie - stanowiły 70 procent sprzedaży w USA. Chwilę później oszalała na ich punkcie Europa Zachodnia. Do Polski moda dotarła w 1993 r., w dobrym momencie, gdy rynek był już w stanie odpowiedzieć na każde zapotrzebowanie.
Wybór był duży: od kiepsko wykonanych "tajwanów" przez ciężkie krajowe romety po topowe wyroby firm amerykańskich. Inwestycja wymagała przemyślenia, bo rower górski stał się obiektem nie tylko zwykłych kradzieży, lecz nawet rozbojów. W połowie dekady, gdy "góral" był obowiązkowym prezentem komunijnym, do gry weszli także drobni przedsiębiorcy, montując po garażach sprzęt z gotowych części. Mnóstwo rowerów pochodziło poza tym z przemytu - od legalnie kupowanych na pielgrzymkach we Włoszech po kradzione w Niemczech. Wszystko unormowało się z końcem dekady, gdy z jednej strony do supermarketów trafił tani import z Chin, a z drugiej kupno przyzwoitego roweru nie wymagało już poświęcenia wielokrotności pensji.
10. Frugo
Pokolenie Frugo jest faktem, ale powinno być raczej przedmiotem analiz specjalistów od marketingu niż socjologii. Ten napój to produkt doskonały. Stworzony w odpowiedzi na badania, które wykazały, że w grupie wiekowej między 7. a 16. rokiem życia jest najniższe spożycie soków. Od początku kreowany we współpracy z agencją reklamową - w niej wymyślono zarówno kształt butelki, smaki, kolory, jak i nazwę (Fru - od owocu, go - dodane spontanicznie). Następnie intensywnie promowany kampanią sugerującą swobodę i bunt wobec świata dorosłych. Po jej starcie, w 1996 r., uzyskano 90-procentową znajomość marki, a zakład, który wcześniej miał problem z efektywnym wykorzystaniem maszyn, nie nadążał z produkcją... Wykreowana sztucznie moda była jednak chwilowa. Błędne ruchy doprowadziły do upadku marki na początku kolejnej dekady. Frugo wróciło dopiero w 2011 r., na fali nostalgii za latami 90.
Tekst: Bartek Koziczyński, autor leksykonów "333 popkultowe rzeczy... PRL" i "333 popkultowe rzeczy... lata 90." Ten drugi ukazał się właśnie na rynku nakładem wydawnictwa Vesper.
Zdjęcia: forum/Roman Kotowicz, forum/Piotr Małecki, Andrzej Krasowski, Aliganza, Shutterstock, materiały prasowe (montaż)